W zeszły czwartek dzięki
uprzejmości Dark Restaurant w Poznaniu i zabiegom Moniki Kozak z
http://pinupcookinglooking.blogspot.com/
miałem przyjemność wraz z innymi poznańskimi Blogerami odwiedzić
powyższą restaurację i sprawdzić, co kryje się w osławionych
już ciemnościach.
Cała nasza grupa została
bardzo miło przyjęta i po krótkim wprowadzeniu, tj. zapoznaniu Nas
z filozofią, jaką kieruje się restauracja oraz zasadami
obowiązującymi gości, przeszliśmy do sali, w której mieliśmy
się zmierzyć z menu. Po kolacji spotkaliśmy się z szefem kuchni
Radosławem Nejmanem (szefuje również w Vine Bridge), który
uświadomił nam, jakie to rarytasy mieliśmy okazje kosztować.
Ponadto przeprowadził Nas przez proces powstawania każdego dania,
które próbowaliśmy.
Mieliśmy do wyboru dwa
menu: Mood Food, czyli jedzenie, którego zadaniem jest nie tylko
dobrze smakować, ale i wpłynąć pozytywnie na nasz nastrój oraz
Bizzare Food, które ma zaskoczyć oryginalnością produktów i
nowatorstwem w łączeniu zupełnie podstawowych rzeczy.
Jak się pewnie
domyślacie, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i wybrałem
oczywiście Bizzare Food. Zanim jednak przejdę do jedzenia, kilka
słów o samej restauracji, która jest jedyną taką w Polsce i
jedną z czternastu na świecie. Restauracja działa w Poznaniu od
przeszło siedmiu lat i ma wielu zagorzałych zwolenników, choć
częściej od wiarygodnych informacji, można usłyszeć historie, o
tym jak ktoś kogoś w ciemnościach dziabnął widelcem w rękę.
Założę się, że każdy
przed wejściem do ciemnej sali, spodziewa się ciemności, do której
można się przyzwyczaić i w której po chwili będzie można
dojrzeć kontury przedmiotów, czy innych ludzi. I tutaj pierwsze
zaskoczenie, bo na sali panuje ciemność doskonała, tzn. że nie
widać kompletnie nic i gdyby nie obecność kelnera, który prowadzi
klienta za rękę można by nigdy nie znaleźć wyjścia. Przebywanie
w takiej ciemności dość szybko odbija się na samopoczuciu i
psychice, a fakt, że wybrało się Bizzare Food na kolację powoduję
również, że wyobraźnia zaczyna działać w nieznany dotąd
sposób.
Kiedy zostaliśmy
usadzeni i wytłumaczono Nam, że pomimo obecności sztućców
praktyczniejsze jest posługiwanie się rękoma, które można płukać
w stojących na stole miseczkach z wodą, rozpoczęło się
oczekiwanie na przystawkę.
![]() |
PRZYSTAWKA |
Moja przystawka w
pierwszej chwili zaskoczyła mnie brakiem zaskoczenia, pomimo
przerażającego w dotyku kapara, na moim talerzu znalazły się dwie
małe kanapeczki z bardzo dobrym musem z podrobów, kaparami i
kiełkami. Muszę przyznać, że na początku poczułem wielkie
rozczarowanie. Ja przyszedłem w końcu na BIZZARE FOOD, a dostaję
„chleb z pasztetem”. Rozczarowanie zmieniło się wkrótce w
niepokój, gdyż uświadomiłem sobie, że przecież do pasztetu
można dodać wszystko :P. Jak się później okazało ten pyszny,
delikatny w smaku i konsystencji mus, zrobiony był z gęsich
wątróbek i mózgów wieprzowych w stosunku pięćdziesiąt na
pięćdziesiąt. Wielkie chapeau bas z mojej strony. Dzięki tej
przystawce zrozumiałem prawdziwe znaczenie Bizzare Food. Nie jest
przecież sztuką położyć na talerzu usmażony plaster mózgu, ale
stworzyć przy jego pomocy, małe, niby zwyczajne arcydzieło, ale w
pełni godne uznania.
Między przystawką a
daniem głównym udało mi się skubnąć (za wiedzą i pozwoleniem)
od sąsiadów małych robaczków i duszonej, glazurowanej marchewki,
która imitowała imbir.
![]() |
DANIE GŁÓWNE |
Danie główne już od
pierwszego kęsa okazało się dużo bardziej zaskakujące od
przystawki. Bawole jądra, przez emocje które wywołują miały być
oczywiście największą atrakcją na talerzu...
Nie były. Jądra, same w
sobie nie mają smaku, który można wyeksponować, więc uważam że
sposób w jaki Szef Kuchni Radosław Nejman je przygotowuje jest
bardzo fajny i pozwala sprzedać ten produkt każdemu. Ponadto każdy
po takiej kolacji będzie mógł z dumą chwalić się żonie,
dzieciom i kolegom z pracy, że jadł bycze jądra, ma big cojones i
w ogóle jest mistrzem czasoprzestrzeni. Jądra były pokrojone w
cienkie plastry i usmażone w tempurze dzięki czemu miały
nieregularny kształt, który w żaden sposób nie przypominał
jąder. Tempura spowodowała też, że były oczywiście smaczne, bo
wszystko usmażone w tempurze - ciepłe i chrupiące jest dobre.
Jądra zostały podane z
dodatkami, które według mnie okazały się prawdziwymi gwiazdami na
moim talerzu. Podejrzewam, że również dla Szefa Kuchni były
większym wyzwaniem i sprawiły więcej przyjemności w
przygotowaniu.
Rolę zapychacza na
talerzu pełniła soczewica gotowana z miętą, która dość mocno
rozgotowana miała ciekawą konsystencję i lekko mączny smak, przez
który dopiero po chwili przebijała się mięta. Smakowo, może nie
do końca odpowiadało to moim kubkom smakowych, ale niewątpliwie
jest to niesamowicie odważny i pomysłowy sposób podania soczewicy.
W ramach „surówki”
na talerzu pojawiło się coś co było największym zaskoczeniem dla
mnie tego wieczoru i zarazem najsmaczniejszym akcentem (obok
przystawki) kolacji w ciemnościach. Był to pokrojony w kostkę
banan smażony razem z czosnkiem. Połączenie tak nieoczekiwane, że
jedząc nie mogłem uwierzyć, że to prawda. Najważniejsze jest
jednak to, że tak przygotowany banan był wyśmienity. Zarówno
konsystencja (która w rękach jest dość przerażająca), faktura,
jak i smak są niesamowite i ciężko opisać je słowami. Musicie
spróbować sami!
Wizyta w Dark Restaurant
była niezapomnianym przeżyciem, które mogłem dzielić z innymi
pasjonatami jedzenia. Osobiście uważam, że każdy powinien choć
raz odwiedzić tą restauracje, a czy wrócicie? To już zależy od
Waszego podniebienia.
Ja pewnie tak.
Łał. Jestem w Poznaniu często. A nie słyszałam o takiej restauracji.Widziałam na jakimś filmie takową restaurację, nie pomyślałabym, że istnieje taka w Polsce. Trzeba spróbować :)
OdpowiedzUsuńJestem z Poznania i byłam w Dark Restaurant. Wrażenia są niesamowite. Jedzenie przepyszne, a atmosfera wyśmienita. Wszystkim smakoszom gorąco polecam!
OdpowiedzUsuń