poniedziałek, 27 stycznia 2014

Słoń wrocławski Folks odwiedzał


W zeszły weekend odwiedziliśmy z Lepszą Połową i Ninją naszych przyjaciół we Wrocławiu. Korzystając z okazji wybraliśmy się do restauracji, o której słyszeliśmy wiele dobrego i na wizytę, w której czekaliśmy od dłuższego czasu. Restauracja Folks, bo o niej mowa mieści się na ul. Krzyckiej 92b, w bloku jednego z nowych osiedli mieszkaniowych. Położenie Folks jest dość oryginalne (żeby nie napisać, że leży na kompletnym zadupiu), bo nikt kto nie przyjechał specjalnie do tej restauracji nie ma szansy do niej trafić. Oczywiście takie położenie ma na pewno także dobre strony, jak niski czynsz. Wydaje mi się to dzięki temu do Folks'a nie trafiają przypadkowi goście, a nad samą restauracją tworzy się mit miejsca dla smakoszy i „insajderów. Nie mnie jednak oceniać czy to dobrze czy źle.

Jeśli chodzi o wystrój, to jest to lekko hipsterska mieszanka minimalizmu i stylu skandynawskiego, który jest obecnie, aż nadto popularny. W przeciwieństwie jednak do wielu innych miejsc w Folksie wszystko do siebie pasuje i jest ze sobą spójne. Dodatkowym plusem, jest zapewne kącik dla dzieci i krzesełka dla najmłodszych. Jedna rzecz zaburzyła jednak mój pozytywny odbiór wnętrz wrocławskiej restauracji. Stoły, mimo iż wyglądają świetnie i są zrobione bodajże z europalet, to są cholernie niebezpiecznie. Ktoś kto je robił zapomniał o najważniejszej rzeczy, czyli wyheblowaniu. Ze stołów sterczą zadziory i drzazgi. Zastanawiam się czy restauracja zwraca koszty zepsutej odzieży lub czy drzazgi wyciągane są na miejscu. Na szczęście podczas naszej wizyty obyło się bez ofiar.

Zanim przejdę do najważniejszego, czyli do jedzenia, chciałbym napisać jeszcze o obsłudze, która była naprawdę bardzo dobra. Od drzwi przywitała nas uśmiechnięta pani, która zajęła się naszą obsługą. Pojawiała się dokładnie wtedy kiedy było to konieczne, potrafiła wyjść z inicjatywą i zaproponować nam nowo wprowadzone napoje, nie będąc przy tym nachalną. Nie obyło się jednak bez pomyłki. Lepsza połowa zamówiła sałatę cezara i doradę po marokańsku i dostała obie potrawy naraz. Lekki fakup, który jednak nie powinien się wydarzyć.
Przejdźmy do tego na co wszyscy czekamy. Zacznę od menu, które jest największą zaletą tego miejsca. Menu mieszczące się na jednej stronie A4 prawie zawsze jest zwiastunem nadchodzącego dobra. Cenowo, patrząc tylko na menu, a nie widząc jedzenia jest dość atrakcyjnie, zadowolenie rośnie po otrzymaniu naszych dań, które są naprawdę solidnej wielkości. Dania były tak pokaźne, że żaden z moich towarzyszy nie zdecydował się na deser, pomimo że na sąsiednich stołach wyglądały obłędnie (może więc porcje były nieco zbyt duże).

W Folks spróbowaliśmy:
  • Bulionu o smaku pieczonych ziemniaków, puree ziemniaczane, chrupiący boczek, grzyby (16zł)
  • Risotto buraczane, groszek z twarogu, „sezamki” (16zł)
  • Sałaty „Cezar”, sałata rzymska z kurczakiem, sardele, grzanki, dressing (24zł)
  • Sałaty z kompresowanych buraków, kompresowane buraki z pomarańczą, wędzony pstrąg, ser kozi (26zł)
  • Mostku wołowego (sou vide), wołowina, pierogi z grzybami, pieczona szalotka (szarlotka w menu :P), sos pieczeniowy (42zł)
  • Dorady po marokańsku, dorada sałatka z czarnej soczewicy z warzywami, kiszona cytryna (39zł)
Bulion bardzo ciekawie podany. Dostałem głęboki talerz z puree ziemniaczanym z grzybami. Chrupiący boczek stroił moje ziemniaki niczym kwiaty, a przemiła kelnerka dolała bulion dopiero przy stole. Wszystko niemal idealne, tylko ten bulion nijaki. Pieczonych ziemniaków nie bardzo mogłem odnaleźć w smaku bulionu. Był mało wyrazisty niemal nijaki. Puree z grzybami było smaczne. Danie jak dla mnie ma ogromny potencjał, ale było lekkim rozczarowaniem.
Risotto buraczane podane zostało z groszkiem z serka wiejskiego i znanymi wszystkim połamanymi słodkimi sezamkami. Risotto było bardzo delikatne i kremowe, a w połączeniu z twarogiem i sezamkiem zaskakująco dobre, choć smak buraków nie był zbyt mocno wyczuwalny. Całe danie było jednak udane.
  
Sałata „Cezar” niestety nie przypadła nikomu do gustu. Sałata została atrakcyjnie podana i była niemalże ogromna. Zarówno mnie jak i moim przyjaciołom nie przypadła do gustu spora ilość całych filetów z sardeli, a zimny, przygotowany chyba sous vide (ale bez obsmażenia, lub po prostu ugotowany) kurczak sprawił, że sałata sprawiała wrażenie „rozpaplanej”. Plusem w sałacie, na pewno był dresing, nie było go ani za dużo ani za mało.
Dorada po marokańsku była przepyszna. Delikatne mięso (przygotowane chyba na parze) rozpływało się na podniebieniu. Sałatka z czarnej soczewicy była idealnie doprawiona i sprawiała, że czuło się na twarzy powiew ciepłego marokańskiego powietrza. Kolorytu i życia potrawie dodała kiszona cytryna.
Mostek wołowy (sous vide) nie tylko mój, ale i wszystkich siedzących przy stole to zdecydowany faworyt. Danie genialne, pełne w smaku i spójne w każdym elemencie. Kiedy ja i towarzyszący nam mój przyjaciel otrzymaliśmy nasze talerze, na naszych twarzach zawitał uśmiech, który pozostał na nich już do końca naszej wizyty w Folks. Otrzymaliśmy prawdziwie „męski” kawał delikatnego, ociekającego smakiem mięsa, a towarzyszyło mu pięć przepysznych pierogów z grzybami, pieczone szalotki (choć przez literówkę w menu spodziewałem się ciepłego jabłkowego ciacha) i wyrazisty esencjonalny sos. Mostek, czyli tak naprawdę mało popularny kawałek wołowiny, zamienił się tutaj w prawdziwe dzieło sztuki.  

Podsumowując Folks to bardzo fajne miejsce, z dobrym jedzeniem i nie krępującą atmosferą. Lokal jest bardzo dobrze przystosowany do wizyt z dziećmi. Poza krzesełkami dla najmłodszych starsze dzieci mogą pobawić się w specjalnie dla nich przygotowanym kąciku. Rodzice natomiast po ucztowaniu mogą zakupić ekologiczne produkty, których kucharze używają w restauracji. Pomimo kilku niedociągnięć (które mogą być łatwo usunięte) restauracja jest warta polecenia, a nawet kulinarnej podróży, oczywiście jeśli ją odnajdziecie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz